Recenzje

,,Bot’’ Maxa Kidruka

bot.jpg

Ocena: 2 / 6

źródło okładki: lubimyczytać.pl (wyd. Akurat)

General Genetics. NGF Lab. Chile. Atakama. Dziwaczne zlecenie, które kilka lat wcześniej przyjął główny bohater książki – Tymur Korszak, specjalista od programowania botów w ukraińskiej firmie TTP Technologies.

,,- Señior, to nie jest człowiek – oświadczył nagle Flavio.
– A kto?
– Diabeł.
– Co takiego? – Lekarz był zdegustowany. – Flavio, ty…
– Dwa dni temu widziano go na pustyni na północ od San Pedro.
– Jaki diabeł, do cholery? – prychnął Jay-D. – Co za głupie zabobony!’’

W czasie gdy przedstawiciel NGF Lab, Oscar Steirmann, stara się ,,wydzierżawić’’ Tymura, proponując mu niewyobrażalne i bajeczne wynagrodzenie za kilka tygodni spędzonych na delegacji w Chile na pustyni dzieją się dziwne i niepokojące rzeczy.

Ludzie mówią między sobą o diabłach, które kradną ludziom twarze i ciała. W Centralnym Szpitalu Klinicznym w Calamie pojawia się dość osobliwy pacjent. A nowiutki tomograf zaczyna działać nie do końca zgodnie ze swoim przeznaczeniem.

Tymczasem skuszony wizją łatwego i szybkiego zarobku Tymur zgadza się na propozycję Steirmanna i nie bacząc na uczucia swojej narzeczonej (która i tak nie zniosła dobrze informacji o odwołanym ślubie) wyrusza do Ameryki Południowej.

Młody mężczyzna nie wie jeszcze, że popełnił jeden z największych błędów w swoim życiu. Błąd, który z łatwością może kosztować go życie. A nawet więcej. Szybko okazuje się bowiem, że nie o zwyczajne, wirtualne boty tu chodzi…

Przyznam, że przed przystąpieniem do lektury ,,Bota’’ nie miałam wyrobionych oczekiwań wobec tej książki – podchodziłam do niej raczej neutralnie. Przynajmniej dopóki nie przeczytałam przedmowy skreślonej dłonią Iryny Geraszczenko, posłanki Rady Najwyższej Ukrainy.

(Tak na marginesie, wyobrażacie sobie czytać książkę – dajmy na to – Pilipiuka reklamowaną przez jakiegoś nieznanego Wam polskiego posła na Sejm? To nie wzbudziłoby zaufania, prawda?)

Przedmowa ta była dość mocno… optymistyczna. Nic, tylko kupujcie i czytajcie! A ja tak już mam, że rzeczy w tym tonie zachwalane budzą moją podświadomą niechęć. Przemogłam się jednak, zignorowałam przysłowiową ,,czerwoną lampkę’’ i zabrałam się za lekturę.

I muszę stwierdzić, że do pewnego momentu nawet nieźle się bawiłam. W końcu nauczyłam się ignorować niektóre całkiem niepotrzebne przypisy (czasami czułam się potraktowana jak prawdziwa ignorantka w pewnych kwestiach). Przestałam się dziwić temu, że część dialogów między bohaterami anglojęzycznymi odbywa się w języku angielskim, a część jest tłumaczona na polski (przy czym, po angielsku mogliśmy przeczytać kilka przekleństw i kilka prostych zdań typu ,,nice to meet you’’). Przestałam się nawet irytować tym, że autor wszędzie wciskał amerykańskie myśliwce-Raptory. I już nawet nie wkurzały mnie niepotrzebne, w większości brzydkie, czarno-białe zdjęcia wrzucone w środek tekstu.

Potem jednak cała fabuła zaczynała przywodzić mi na myśl cokolwiek nieudane połączenie ,,Jurrasic Parku’’ z horrorem ,,The Thing’’ z 1982 roku. ,,O Boże, nie wiemy, kto z nas jest potworem!’’ (Być może ten zabieg miałby większy sens, gdyby czytelnik nie wiedział tego już na 110 stronie…)

To, co było całkiem nieźle zapowiadającym się technotrillerem traktującym o wyjątkowo nielegalnym eksperymencie zleconym przez Pentagon, stało się marne dzięki ludzkiej skłonności do gmatwania fabuły – nagle, ni stąd, ni z owąd pojawiła się jakaś mroczna psychoistota. Dałabym sobie rękę uciąć, że to z inspiracji Freudem, ale w posłowiu autor wspomniał coś o Jungu w tym kontekście.

W każdym razie, psychoistota pojawiła się nagle i równie nagle zniknęła. W tym czasie Kidruk nie pokwapił się, żeby wyjaśnić czytelnikowi, czym właściwie ta cała psychoistota była, jak została powołana do życia i gdzie, do licha, zniknęła.

Można i tak.

Postacie rozpisane przez Kidruka były mocno takie sobie – chyba żadnej z nich nie można było obdarzyć prawdziwą sympatią. W każdym razie ja do żadnej z nich się nie przywiązałam – śmierci kolejnych bohaterów ,,Bota’’ przyjmowałam z całkowitą obojętnością.

Z kolei bohaterki kobiece zostały rozpisane z taką dozą ,,realizmu’’, że aż chciało mi się płakać. Z rozpaczy, rzecz jasna. Alina, Rebbeca, Alondra i Laura są tak straszliwie nieprzekonujące, tak pozbawione charakteru, że ciężko jest mi to określić. W szczególności za złe autorowi mam naprawdę słabe rozpisane wątku ,,wściekłej narzeczonej’’.

(Prawdopodobnie większość z Was, moje drogie czytelniczki, byłaby bardziej przekonująco wściekła gdyby ktoś rozbił Wasz ulubiony kubeczek do kawy, niż Alina, którą Tymur zostawił odwołując ślub i nie odzywając się przez przeszło miesiąc.)

Język i styl autora też nie zasługuje na wyróżnienie – jest raczej… denerwujący? Irytujący? Ciężko mi określić to dziwne uczucie, które pojawiało się u mnie w chwilach, gdy czytałam podobne poniższemu fragmenty:

,,Był człowiek, a tu – łup! – i człowieka nie ma. Pozostało po nim mokre miejsce, cienka warstwa materiału, mięśni i krwi, przyciśnięta do piasku dziesiątkami ton żelazobetonu. Proroctwo Alana Greenlona sprawdziło się: ogromnie ciężki kawał ściany rozpłaszczył go na ziemi do takiego stopnia, że inżynier mógł obecnie służyć wyłącznie jako smarowidło na kanapki.’’

Sama nie wiem, co mi w tym nie pasowało. Możliwe, że po prostu wolę bardziej poruszające opisy śmierci bohaterów.

I mniej powtórzeń w tekście. I może jeszcze nieco bardziej realistyczne opisy strzału z mossberga, bo z tekstu wynikało, że jeden strzał z tej broni powtarzalnej jest w stanie zmienić człowieka w ,,kupkę poćwiartowanego mięsa’’. I bardziej realistyczne opisy pożarów zbombardowanych naukowych kompleksów badawczych (wedle autora dwie godziny wystarczą, żeby ,,załatwić sprawę’’ i zetrzeć wszystko w pył i proch).

Czy polecam ,,Bota’’? Nie. Lektura tej książki nie jest ani ciekawa, ani porywająca. Pod względem tematyki związanej z pojawieniem się świadomości u androidów/robotów o niebo lepszą jest książka Alisy Mun (,,Lalka’’).

Język Kidruka nie zachwyca, bohaterowie nie przemawiają do odbiorcy – nie da się ich polubić, nie da się z nimi utożsamić. Wnikliwy czytelnik znajdzie też w tekście kilka wyjątkowo denerwujących nieścisłości i błędów fabularnych (jak pojawienie się psychoistoty, jak niewytłumaczalna zdolność Tymura do posługiwania się bronią palną, itd.)

W dodatku ,,Bota’’ nie da się określić ani mianem ,,precyzyjnie skonstruowanego’’, ani ,,doskonale napisanego’’, a jedynymi ludzkimi słabościami i namiętnościami, które w książce zostały dla mnie jasno i wyraźnie zaznaczone były pieniądze i pornografia. Co, jak sami przyznacie, jest raczej mało dramatyczne…

Dodaj komentarz