Recenzje

,,Mała książka o śmierci” Pernilli Starfelt

Ocena: 3/10

źródło okładki: Czarna Owca

Jako dorośli często chcemy chronić dzieci przed tym, co wydaje nam się straszne. Śmierć jest jednak częścią życia i prędzej czy później będzie trzeba dziecko wprowadzić w ten temat, odpowiedzieć na pytania o to, czemu nie ma już z nami dziadka albo dlaczego chomiczek przestał się ruszać? Czemu rybka pływa jakoś tak dziwnie, a w ogóle to kiedy wróci babcia?

Nie każdy wie, jak to zrobić. A czy ,,Mała książka o śmierci” nam w tym pomoże? Odpowiedź brzmi: nie. Oto dlaczego: z jednej strony książka Pernilli Starfelt porusza bardzo ważny, często marginalizowany temat, jakim jest śmierć. Zaczynamy od definicji, a potem przechodzimy do tego, czym sama śmierć jest, jak wyglądają ludzie, którzy umarli i kiedy w ogóle żyjące istoty umierają. Dowiadujemy się też, że śmierć może spotkać również dzieci. Jeśli zachorują, albo spotka je wypadek, albo czasem rodzą się nieżywe…

Tu jednak pojawia się pewien problem, a mianowicie wytłumaczenie, że ,,wszystko, co żyje, musi kiedyś umrzeć”, bo ,,ciągle rodzą się i rosną nowi ludzie, dla których musi się znaleźć miejsce na ziemi”. Już pomijając to, że to wytłumaczenie jest tak płytkie, jak kałuże na chodniku pod moim blokiem, to nietrudno mi wyobrazić sobie jakieś szczególnie wrażliwe dziecko, które zaczyna myśleć (jak to dzieci), że ukochany dziadek czy ulubiony kotek umarł po to, żeby ono mogło się urodzić i dorosnąć. Wbijanie w poczucie winy – nawet niecelowe, bo nie wydaje mi sie, żeby autorka miała to konkretnie na myśli – nie jest zapewni żadnemu dziecku dobrego startu w życie. Dorosłemu też nie, ale to inna sprawa.

Drugi problem, który mam z tą publikacją to kwestia zaświatów – owszem, autorka wyraźnie zaznacza, że nie ma pewności co do tego, czy one istnieją; a w ogóle to wcale nie wiadomo, co nas czeka po śmierci, ale sporo miejsca poświęca religijnemu podejściu do kwestii ,,życia po śmierci”. I niebo nazywa niebem nawet wtedy, kiedy wcale nie musi tego robić – jak we fragmencie w którym ptak spotyka anioła i fruwają razem.

No fajnie, ale światopogląd się przebija.

Przebija się też w bardzo tendencyjnym przedstawieniu podejścia do kwestii życia pozagrobowego u ateistów: ,,Tacy ludzie uważają, że po śmierci nie ma nic. Jest tylko czarna dziura.” Raz, że to nieprawda, bo są ateiści wierzący w to, że po śmierci coś jest – na przykład kwantowy przeskok do równoległego wszechświata, bo czemu nie? – i dwa, że takie przedstawienie tematu przedstawia religijny światopogląd w zdecydowanie bardziej atrakcyjnym świetle – bo kto by nie chciał iść po śmierci do nieba?

Trzecim problemem są dla mnie są naprawdę paskudne ilustracje. Są tak brzydkie, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, że mogą się faktycznie komuś spodobać. Naprawdę.

,,Mała książka o śmierci” była dla mnie tak naprawdę rozczarowaniem – nie znalazłam w niej żadnych przydatnych wyjaśnień związanych z kwestią śmierci, które mogłabym wykorzytsać w pracy z dziećmi; nie jestem też w stanie jasno określić wiekowej grupy docelowej tej książki. Małe dzieci (te, które często biorą jeszcze wszystko bardzo dosłownie) mogą się zrazić, poczuć winne, albo wystraszone (panem Jakubem, wampirem, który został przedstawiony tak, jakby był prawdziwy); z kolei dzieci starsze będą już miały mniej więcej ogarnięty temat związany z umieraniem i nie będą potrzebowały książki Pernilli Stalfelt.

Przykro mi to mówić, ale potencjał w pomyśle był, tylko wykonanie kompletnie nie wypaliło.

Dodaj komentarz